piątek, 29 sierpnia 2014

Początek - Narodziny Czerni Rozdział IV

Rozdział IV - Czarny Wilk

Ciemność, ciemność i nic więcej...
Całe to miejsce pokryte ciemnością, jakiej nie widział ludzki wzrok. A na środku tej ciemności on. Od czasu dotarcia do wieży, do czasu tego wydarzenia minął już rok. Co się w tym czasie wydarzyło ? Nic szczególnego może by się wydawać. Szlachetny człek, zmienił się, w kogoś, kto nawet wyglądem już człowieka nie przypomina. Ma on jasne włosy, niczym płatki śniegu, oczy jak kryształ lodu, mieniący się w świetle błękitnymi barwami. Cerę niczym zjawa, bardzo bladą, a wyraz twarzy tak srogi... Przez ten rok ćwiczył, polował, i był tym którego winni się bać, wszyscy wkraczający do lasu. U swego boku miał dwa ogromnej wielkości wilczury, które zawsze mu towarzyszyły podczas łowów. I to one zazwyczaj pierwsze dopadały ofiarę, którą najczęściej był człowiek, nieświadom zagrożenia. Rozszarpywały one ciało nieszczęśnika, a jeżeli nawet ktoś zdołał przeżyć, był najczęściej zostawiany na pastwę losu, na powolną i bolesną śmierć. Nie liczyło się dla niego nic, czy był to człowiek młody mający przed sobą jeszcze pełnie życia, czy była to niewiasta, czy też był to ktoś kogo wcześniej mógł znać. 

Stał się strażnikiem Wieży, stał się strażnikiem upadłego lasu. Ale nawet tu, jego spokój nie mógł trwać wiecznie. W końcu ktoś zadał sobie pytanie, co kryję się w tym miejscu. Do miasta, które niegdyś zamieszkiwał, przybył oddział zbrojnych. Nie byli jednak to najemnicy, ani łowcy przygód, jakich wielu było w tych czasach, a rycerze nowo powstałego zakonu sprawiedliwości...

Na zamku odbyło się spotkanie, między nimi a bratem Darogana...

- Mówisz więc waść ze ten las przeklęty ? I ze ten morderca z Twego rodu tam może przebywać ? - odezwał się młodzian, o ciemnych włosach i jeszcze ciemniejszych włosach, w pięknej zbroi z rzadkiego metalu, mieniącej się srebrzystą barwą. O długim płaszczu, na którego był wyszyty herb jego rodu, rodu kruka. I tak on sam był zwany.
- Tak, gdy zbiegł ten morderca, kazałem zabezpieczyć wszystkie trakty. A także wysyłałem w las łowców. Wielu jednak którzy ruszyli w stronę własnie tego lasu, nigdy nie powróciła, dlatego podejrzewam ze tam się własnie ukrywa. - odparł na to Isen
- No tak - wtrącił inny z rycerzy zakonu - Ale przecież jak wiemy od tutejszych mieszkańców, Twój brat był dobrym łowcą, więc czemu uważasz mości, ze nie przedarł się przez was pościg, czy aż tak zawierzacie swym ludziom ? - Był to Terios
- Może i był, ale to nie zmienia faktu, ze wszyscy którzy udali się w tą strone tego lasu giną...
- Może to dzika zwierzyna ? - Wtrącił Kruk
- Dzika zwierzyna ? Mości rycerzu, w okół miasta żyją wilki, niedźwiedzie, a i wargi się zdarzają... i jakoś aż tak wiele osób w lasach na około miasta nie ginie.
- No tak...chociaż dało mi to pewną myśl, może w tym lesie żyją własnie wargi ? To by w sumie wiele wyjaśniało. Dobrze mości, zrobimy tak, wystaw proszę oddział swej straży. Ruszę osobiście z nimi do tego lasu, a w tym czasie oddział zakonny będzie chronić miasta - rzekł Kruk
- Dlaczego więc to oddział zakonny nie ruszy z wami, czemu ja mam swych ludzi wystawiać ? 
- Bowiem, to Tobie zależy na sprawdzeniu lasu, nie nam, prawda ? I do tej pory, nic z tym nie uczyniłeś mości...
- Zgoda, niech i tak będzie...

Parę godzin po rozmowie, oddział już był gotowy by ruszyć ku miejscu, swego przeznaczenia.
Jednak było coś, o czym zakon się dowiedział, a o czym niewielu już pamiętało...

- Kruku, przejrzałem wszystkie zwoje, wszystkie księgi i znalazłem wzmiankę o tym lesie.
- Tak ? Cóż więc wyczytałeś Teriosie ? 
- Według podań, las kiedyś był teren rodu Hexin, a po środku tego lasu mieli oni swą siedzibę. Byli tez związani z owym miastem. Lord Hexin, też potężnym czarodziejem arkanami jego mocy były czary przemiany. Między miastem a rodem, były dobre stosunki. Dla miasta tereny owego lorda, były też pierwszą linią obron... Jednak, gdy doszło do inwazji z dalekiej północy, te kontakty urwały się, a las w ciągu jednego dnia został spowity ciemnością. 
- Ciekawe...
- Według jednego z kronikarzy, lord Hexin, poprosił miasto o pomoc, gdy wrogie siły zaczęły wdzierać się do jego lasów, jednak tej pomocy nigdy nie uzyskał.
- Coraz ciekawsze rzeczy o tym mieście się dowiaduje, bracia mordercy, zerwane sojusze, i tajemnicy las, z którego nikt żywym nie wychodzi. Jedna to może się przydać. Dobrze dziękuje przyjacielu, wszystko w sumie już gotowe i mogę ruszać. Do czasu mego powrotu obejmij proszę dowództwo.
- Tak jest Lordzie 
- Nie tytułuj mnie tak proszę.
- Dobrze więc Kruku, bezpiecznej drogi !

I ruszyli...

Drogą w stronę lasu była spokojna. Chociaż ludzie, już na samą myśl dokąd się udają byli przerażeni. Zdarzył się i przypadek ze jeden z miejscowych, zbiegł, byle nie iść dalej. Czym bliżej się zbliżali do celu, tym gorsze nastroje były wśród straży miasta. Kruk, jakoś specjalnie nie odczuwał lęku, raczej ciekawość, cóż znajduje się za zasłoną drzew...

W końcu dotarli na granice... i wkroczyli ku ciemności. Pochodnie zostały zapalone, i ruszyli dalej i głębiej... z każda chwilą zbliżając się ku przeznaczeniu. 

Nagły podmuch wiatru, który nie miał prawa docierać do tego miejsca, ze względu na gąszcz gałęzi, sprawił ze pochodnie zgasły. Po tym było słychać jedynie niemy krzyk, rozdzierających się ciał.
Coś ich atakowało w ciemności, strażnicy ginęli jeden za drugim, zaczęli uciekać, rozbiegli się w ciemności, ale i to im nic nie dało. W tym całym zamieszaniu, rycerz który był zdezorientowany na początku, sięgnął do swej sakwy i wyjął z niej magiczny przedmiot, który rozjaśnił drogę przed nim. Na małym wzgórku pośród drzew ujrzał człowieka, z bestiami u jego boku. 

- Kim jesteś ! Czym jesteś ! - wykrzyczał przed siebie w stronę postaci.
- Jestem strażnikiem tego lasu, a Wy wkroczyliście do domeny mego pana, za co grozi śmierć.
- Stój ! Chce mówić z Twym panem, chce mówić z Lordem Hexinem ! - po tych słowach Darogan przyjrzał się uważniej rycerzowi, po czym na jego ustach zagościł delikatnych uśmiech i odparł.
- Niech tak się stanie. Jednak nie dziś, nie teraz. Mój pan ma dla Ciebie przesłanie, przesłanie dla miasta które Cie wysłało. 
- Mów zatem !
- Udaj się do władcy owego miasta i rzeknij mu, ze niebawem jego ród wygaśnie. Ze przypieczętował swój los, kolejną zdradą, jakiej się jego krew dopuściła. A samo miasto zostanie zapomniane na wieki, przeklęte, zniszczone... Mieszkańcy jego jednak żyć będą po wsze czasy, jako słudzy śmierci.

Rycerz jeszcze bardziej zdezorientowany, nie do końca rozumiał te słowa, jednak w ostatnim namyśle, nim stracił przytomność wykrztusił z siebie - Kim jesteś Ty ! - Darogan spojrzał kątem oka na człowieka przed nim, nie wiedząc co opowiedzieć, bowiem dawno już za nim była jego przeszłość, przymknął oczy i w namyśle rzekł...

Jestem Czarnym Wilkiem....





sobota, 28 czerwca 2014

Początek - Narodziny Czerni Rozdział III

Rozdział III - Cień Lasu

Droga była długa, zawiła...
Las który był tak cichy, i ponury, nigdy wcześniej w równie podobnym, Daroganowi nie było dane przebywać. Jednak w tym wszystkim, istniał pewien spokój, mężczyzna, nie czuł lęku przemierzając mroczny las, do którego nie docierało światło dnia. Jednak mimo braku promieni słońca, ścieżka którą podążał, była dobrze widoczna, magiczna poświata, niczym pochodnie, przy traktach, wypełniały ją niebieskawym światłem. Czy ten las był naprawdę przeklęty ? Pytania mnożyły się w głowie podróżnika, a odpowiedz na nie wszystkie miała być na końcu jego wędrówki.

Mimo ze droga zdawała się taka krótka, bo czym były dwa dni wędrówki, w porównaniu do wielu tygodni łowów na zwierzynę, to jednak każda kolejna godzina zdawała się trwać wieczność. Może to brak towarzystwa, tak doskwierał mężczyźnie. Ostatnia jego rozmowa, była taka złowroga, z kimś komu ufał, z osobą która okazał się zupełnie kimś innym. Czy wszyscy ludzie tacy są ? Czy wszystkim tylko jedno w głowie ? Kolejne pytania bez odpowiedzi nasuwały się. Z kolejnymi godzinami, idąc przez las, coś się zmieniało w mężczyźnie. Zbyt wiele myśli sprawiało smutek, ten z kolej przeradzał się w lekki gniew. Była też chwila zwątpienia z podjętej decyzji, chwila w której podróżnik już się odwrócił od obranej drogi. Jednak gdy to uczynił, przed oczyma, ukazała się tylko ciemność. Droga prowadziła tylko przed siebie, nie można było z niej już zawrócić. Czy to przeznaczenie, czy to taki los został dla niego wybrany ? By niegdyś szlachetne serce, w ciemności zostało teraz skąpane. Las zaiste miał w sobie coś, co wpływał na tego który w nim przebywał. Spowijał myśli ,swą magią, myśli które zaczynały być schematyczne i krążyły tylko w okół jednego. 

Po upływie pierwszego dnia, przynajmniej tak się Daroganowi wydawało, czas nastał na odpoczynek. Mężczyzna chciał przyrządzić, upolowane wcześniej zwierze, jednak, nie było mu dane tego zrobić, w sposób odpowiedni. Nie znalazł bowiem nic, co by się nadało, na chociażby rozpalenie małego ogniska. Jedyne co mu zostało, to obranie drobnej zwierzyny ze skóry, ostrzem zabranym łowcy, i zjedzenie jej na surowo. Niczym głodne zwierze, które dorwała upragnioną ofiarę, by zatopić zęby w jej soczystym i krwistym mięsie. I tak kolejna cząstka dawnego człowieka, przemijała. Sen także nie dał wypocząć jak dawnymi czasy. Koszmar nawiedzający mężczyznę nie dał mu w pełni zregenerować swych sił. 

Po przebudzeniu, znów ruszył w drogę, kolejne godziny mijały, minął dzień, i końcówka drugiego już się zbliżała. W końcu po długiej podróży, dotarł do miejsca swego przeznaczenia.
Przed jego oczyma ukazała się wielka ponura wieża, wyrastająca niczym samotny i zapomniany monument z nad lasu ciemnego lasu.

~Kronikarz Upadłego Cesarstwa   



wtorek, 24 czerwca 2014

Początek - Narodziny Czerni, Rozdział II

Rozdział II - Łowca który był przyjacielem 

Trzecia noc już zapadła, od wydarzeń jakie doprowadziły, Darogana do odejścia z swego domu.
Nie miał on tak naprawdę żadnych planów, nie wiedział też co dalej ma robić, postanowił więc ze czwartego dnia o świcie, wróci do wioski, gdzie jakoś przełknie gorzką gorczyc wydarzeń. Rozpalił ognisko by się ogrzać i upiec nieco dziczyzny z dzika którego upolował jeszcze tego samego dnia. Po posileniu się, szykował się już do snu, jednak, powstrzymał go od tego znajomy głos.

- Witaj przyjacielu - młody mężczyzna, o ciemnawej karnacji i czarnych włosach wyszedł z pomiędzy krzaków. Był to Oris, jeden z łowców, z którymi Darogan często podróżował i polował na zwierzynę. Mężczyzna raczej nieschludnie ubrany, nosił czerwoną podartą koszule oraz zdaje się zbyt obwisłe spodnie, zrobione z cienkiego materiału. Przy pasie miał już stępiały miecz, przez ramie natomiast przewieszony łuk. 
- Orisie, cóż sam robisz tak późno w noc ?
- Mógłbym zapytać o to samo Ciebie, jednak wolałbym tego tu nie czynić. Nie wiem czy wiesz, jednak zboczyłeś z ścieżki łowców, trudno było Cie odnaleźć. 
- Szukałeś mnie ? Czyżby wysłał Cie mój brat, by prosić o wybaczenie, za swój czyn ? - Pytanie nieco zmieszało Orisa, który jednak poszukiwał Darogana, w zupełnie innym celu, o wiele bardziej złowrogim, niż ten mógł się domyślać.
- Tak przyjacielu no tak, Twój brat prosił by Cie odnaleźć, chce z Tobą pomówić. Wiec jeżeli pozwolisz ruszmy czym prędzej, zwłaszcza ze... - w tym momencie zerwał się porywisty wiatr, a gdzieś w oddali było słychać dziwny głos, niczym wodzącej po lasach zjawy, która nie może zaznać spokoju.
- Tak jednak to prawda
- Cóż takiego Orisie ?
- To przeklęty las i przeklęty ten kto jego ścieżkami chodzi 
- Obawiasz się zjaw i przesądów ?
- Oj drogi Daroganie, nie bardziej niż Ty powinieneś mnie, dość tej maskarady - w tym momencie Oris sięgnął po swe ostrze. Wykorzystując sytuacje, nieprzygotowanego do tego czynu przeciwnika
- Co to ma znaczyć...
- Twój brat, Daroganie, da sporo złota, dla tego który przyniesie mu Twą głowę w worku, może kiedyś łączyła nas przyjaźń, ale ona nie zastąpi mi złota, i to takiej ilości, za którą będę mógł się wynieść z tej dziury, do większego miasta. - Po tych słowach Oris ruszył na nieprzygotowanego człowieka i ranił go instynktownie w ramie, by ten, nie mógł nawet się bronić. Nim jednak zdążył zadać cios, który przerwał by nić życia dawnego przyjaciela. Ciało Orisa, przebił nagle ciemny szpon, dokładnie w tym miejscu, w którym jest ludzkie serce, jeszcze bijące, ciepłe. Łowca zdążył na nie spojrzeć swym już rozmywającym się wzrokiem. Po czym serce sczerniało, a Oris zmarł. Darogan widział jedynie szpon, jednak nie widział istoty, która dokonała owego czynu.Gdy szpon w końcu wysunął się z ciała zdradzieckiego przyjaciela, za nim nie było żadnej istoty, a i sam szpon po prostu znikł. 
- Mogę już tylko oczekiwać śmierci - w stronę lasu padły z ust Darogana, takie słowa, nie spodziewał się odpowiedzi na nie, albowiem nie wiedział z czym lub z kim ma do czynienia. 
- Śmierci ? Nie tak prędko, człowieku. Jesteś winny mi przysługę, Twe życie, winno należeć teraz do mnie, ale wasz gatunek... czy jesteś taki jak inni ? Czy jesteś jak glizda,która szuka sposobności by zdradzić ? Czy jesteś zakłamany i za nic masz sobie pomoc innych ? - głos nie pochodził od istoty, ni człowieka, rozbrzmiewał wśród poruszających się na coraz to silniejszym wietrze drzew. 
- Nie, nie wiem już jaki jestem... jednak cóż me życie teraz warte, skoro Ci którym ufałem sięgną za ostrza na brzęczące monety mego brata.
- Jest więcej warte, niż Ci się zdaje, warte dla mnie, warte dla mego domostwa. Zrobisz więc to co Ci teraz powiem. 
- Słucham więc, czym kolwiek jesteś. 
- Ostrzem tego robaka, wystrugasz pal, nabijesz później to marne truchło na ten pal. I w miejscu gdzie zakończył się jego żywot, wbijesz go w ziemie, tak by była to przestroga, dla wszystkich innych, którzy spróbują jeszcze kiedykolwiek zakłócić spokój mych ziemi. Jednak to nie wszystko. Po tym ruszysz ścieżką przez las, którą Ci odsłonią drzewa i dotrzesz po dwóch dniach wędrówki do mej domeny. 
- Dziwne to żądania, jednak, niech tak się stanie..

Młody mężczyzna, uczynił co nakazał mu głos lasu, i nabił ciało swego dawnego kompana na wystrugany z ledwością pal. Po owym wydarzaniu coś się w nim naprawdę zaczęło zmieniać. Jego oczy które niegdyś były pełne blasku, jakby go straciły. Nim jednak ruszył dalej na północ, głos znów do niego przemówił i kazał mu wcześniej przygotować się do tej wędrówki, poprzez upolowanie jakieś zwierzyny, bowiem tam dokąd ma się udać, przez te dwa dni, nie będzie mu dane zobaczyć ni ptaka, ni sarny.
Był to przeklęty las, w którego sercu stała stara wieża. Las, do którego nawet w południe, nie docierały żadne promienie słoneczne. 

~Kronikarz Upadłego Cesarstwa




środa, 18 czerwca 2014

Początek - Narodziny Czerni Rozdział I

Rozdział I - Isen i Darogan

Nim jeszcze powstało cesarstwo i nim jeszcze upadło...


Jak by to ująć, była to pierwsze przesłanie, pierwsze w ogóle opowiadanie które powstało w historii która dalej się toczyła. Jako ze minęło już wiele lat, od jego "nie publikacji" a i samo opowiadania w tych czasach było często zmieniane, przez wielu pomniejszych pisarzy, którzy chcieli nadać mu dramatyzmu czy też ubarwić je w właściwy dla siebie sposób. Ciężko jest teraz je opisać, ale postaram się to uczynić w jak najlepszy sposób.


Nowe a stare, nazwę "Początkiem - Narodzin Czerni" ponieważ od tej tych wydarzeń, wszystko się zaczęło...


Gdzieś na północy, w okutych lodem krainach, była mała wioska, o nazwie już zapomnianej gdyż już od wielu lat nie istnieje, a na jej miejscu jest wielkie cmentarzysko, które to wielu podróżnych mija szerokim łukiem, albowiem jedno z podań głosi ze klątwa czeka każdego kto choćby zbliży się do ziemi, poległych w dawnym boju, przeciw nieznanemu. Nad wioską tą górował zamek Rodu Gerntero, w dawnych czasach, jednego z najszlachetniejszych rodów północy. Ich herbu niestety nie jestem już sobie w stanie przypomnieć, lecz na pewno nie była to głowa wilka, jako ze główny bohater tej opowieści dopiero w późniejszych czasach przyjął takowy, na swą tarcze, ani nie były to także czasy rycerstwa róży, które wtedy nie istniało. Wracając jednak, w rodzie tym żyło dwoje braci, Darogan, co w jeżyku potocznym znaczyło - obrońca smoków, chociaż nie było to jego prawdziwe imię, te już dziś niestety zostanie zagadką, do końca czasów, jako ze z polecenia cesarstwa istniejącego w dalszych dziejach, jego imię, miało zostać zapomniane. Był też Isen, pierworodny syn już nieżyjącego dawnego lorda. I to właśnie on sprawował władze na zamku oraz w wiosce która mu podlegała. Bracia, niestety nie żyli ze sobą zbyt dobrze, Isen, uznawał ze Darogan, nie jest godny nosić nazwiska rodowego, jako ze nie był w ogóle podobny do ojca, ani do samego Isena, był spokojny i skryty, ale i przez swe dobre serce, kochany przez mieszkańców wioski. Gdy Isen nakładał na nich podatki, i różne nowe obowiązki, Darogan z kolej, pomagał co biedniejszym mieszkańcom, zwłaszcza w okresach zim, gdy głód zaczynał doskwierać, często udawał się na łowy ze swą świtą i część upolowanej zwierzyny dawał do podziału w wiosce. Z biegiem lat, do słuchu Isena, coraz częściej dochodziły wieści, ze lud, wolałby by to Darogan był panem włości, nie on sam. Co doprowadzało go wściekłości, mimo ze znał powód, zawsze tłumaczył go "dobrem ludności"

-Daroganie stwarzasz mi tylko trudności, najlepiej jak byś się gdzieś zaszył i już tu nie wracał. Z winy Twej, lud podszeptuje przeciw mnie, nie rozumie, nie rozumie ! - Z wściekłością Isen rzekł do swego brata 
- Czegoż takiego, drogi bracie ?
- Tego ze robię to dla nich, ze ich obowiązki , ze ich monety są potrzebne na zamku ! Jak mam ich bronić przed napadem banitów, jeżeli nie będę mieć za co uzbroić straży ? Czy też za co mam pokryć odnowę murów miejskich ? Czy oni tego nie widzą ?
- Bracie, od dawien dawna, żyjemy w pokoju, a nawet dzikie bestie do miasta niepodchodzą już, jako ze swymi łowcami tego pilnujemy, więc może czas opuścić nieco te podatki i zmniejszyć obowiązki wśród chłopstwa, a wtedy Cie bardziej pokochają ? Bo zdaje się ze właśnie to Cie tak złości, złości Cie brak szacunku wśród własnego ludu. 
- Nie kpij nawet ze mnie... o wielki obrońco smoków , który smoka nawet na oczy nie widział, a który zadaje się z kundlami i który też z nimi sypia
- To są wilki bracie...
- Dość ! Jeszcze dziś pod wieczór, każe zabić te chodzące worki pcheł !
- Jak uważasz bracie... - po tych słowach rozmowa dobiegła końca.

Tego dnia, jednak, nim nastał wieczór, Darogan ruszył ku miejscu gdzie trzymał swą sforę i wypuścił ją, na co naraził się jeszcze bardziej swemu bratu.

- Chłosta ? Ależ Isenie, nie możesz ukarać swego brata ! - Kapitan Straży Jiaken rzekł do swego pana
- Więc co mam uczynić ?By nałożyć na niego kare ? Wygnać go nie mogę, bo nie uczynił nic wielkiego, ukarać też nie...
- Pokaż mu więc panie brutalność świata.
- Co masz na myśli ?
- Chodzi o pewną damę...
- Intrygujące, mów dalej.
- Jest to córka jednego z kupców, miejskich, w której to Twój brat się podkochuje. 
- I co mam niby zrobić ? Do lochu ją wrzucić by ukarać brata ? 
- Ależ skądże znowu, po prostu pokaż mu ze dobre serce, jest dla głupców, uwiedź ją, swą władzą, pokaż mu, ze kto ma władze i siłę, może więcej osiągnąć. 
- A urodziwy ona przynajmniej jest ?
- Panie, prawie doprowadziłeś mnie do śmiechu, nikt wszak nie każe Ci się z nią żenić, wystarczy jedna noc, w której to Twój brat, odkryje was...
- I Ty jesteś kapitanem mej straży Jiakenie ? Winneś być mym doradczą ,albo co najmniej bratem !
- To zaszczyt mój panie...

I jak było powiedziane, tak też się też stało, głupia niewiasta, która tak naprawdę nic nie czuła do Darogana, a jedynie bawiła się jego uczuciami, poszła za Isenem, aż do jego sypialni. I było to w dzień, w którym to brat Isena wrócił z polowania, od razu po tym, kapitan straży kazał mu udać się do komnat, jako ze brat chce się z nim rozmówić. 

 Daroganowi pękło serce... nim co cokolwiek zostało powiedziane, wyruszył z zamku i udał się przed siebie. Czując się zdradzony, może nie na tyle przez brata, co przez niewiastę, opuścił swe rodzinne ziemie. Isen, dumny z swego postępku, wydał dzień później wielką ucztę, która była też ucztą weselną, jako ze niewiasta mu jednak przypadła do gustu, a może bardziej noc, którą z nią spędził. Tego samego dnia też pod koniec, jego brat został obwieszczony banitą. Banitą za zbrodnie która to została dokonana, kapitan straży Jiaken, poniósł tej nocy śmierć...


Czyje jednak ostrze dokonało tego mordu, zostaje tajemnicą.